Łączna liczba wyświetleń

FACEBOOK

sobota, 21 czerwca 2014

Historia pewnego latawca...


Wiosna minęła jakoś niepostrzeżenie, może dlatego że mama wróciła do pracy. 
Nadrabiając zaległości przedstawiam fotorelację z puszczania latawca z tatą, zabawa przednia :)







niedziela, 23 lutego 2014

Zima...

przyszła i poszła. Tyle ją widzieli. Ale nie ukrywam, że specjalnie nad tym nie ubolewam, dla Młodego frajda, ale dla mnie zapasy ze śniegiem... Wiecie, co było najgorsze?- zdążyć na uciekający autobus pchając wózek, i ta niemoc, chcesz a nie jesteś w stanie wygrać z zalegającym śniegiem... :) Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać...
Na chwilę obecna poproszę same słoneczne dni :) Dziś np. mąż obudził mnie o 6.30 żeby pokazać mi mleko za oknem... Dosłownie mleko. Coś niesamowitego naprawdę nie wiem czy było widać parapet, takiej mgły jak żyję nie widziałam... Mam nadzieję, że to nie norma w Krakowie a zapowiedź wiosny :)




czwartek, 20 lutego 2014


Słoneczne muffiny


Miało być stricte wnętrzarsko na blogu... ale zwyczajnie się nie da, moje poczucie estetyki wkroczyło do kuchni :)
Słoneczko się pokazało w końcu w Krakowie, więc natchniona postanowiłam upiec dziecku słoneczne muffinki :) słoneczne z nazwy i koloru :) Miały być pyszne i zdrowe :) Pyszne są... nie mogłam doczekać się aż się upieką, zdrowe też, ale w wersji podstawowej, dla Młodego przyozdobiłam je żółtym- o zgrozo-, lukrem i kolorową posypką, ale dzięki temu zyskały miano słonecznych. Cóż biedne to moje dziecko na tej swojej diecie i jakoś chociaż tym lukrem chciałabym mu zrekompensować te braki smakowe. Aczkolwiek przyznam, ze gdyby nie dieta która mega mnie zmobilizowała do zastanowienia, co dziecku podaję, pewnie dalej byłabym mamą, która w pośpiechu kupuje dziecku pączka w cukierni przy drodze... A tak owszem ma pączki, ale wiemy z czego i wiemy na czym je smażymy. Wymaga to oczywiście organizacji i planu kiedy co robimy, ale satysfakcja, że podaję dziecku własne wyroby i to w wersji bezmleczno-bezglutenowej dają ogromną satysfakcję.






A teraz przepis... hmmm to taki z przepisów na oko, garść, szklanka, ale takie lubię najbardziej.


garść nerkowców
garść żurawiny suszonej
szklanka wiórków kokosowych
szklanka drobno startej marchewki (średnio 2 mniejsze marchewki)
szklanka mąki (u mnie gryczana i kukurydziana w równych proporcjach)
pół szklanki cukru brązowego lub trzcinowego
cukier migdałowy
łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia 
łyżeczka sody oczyszczonej
banan
pół szkalnki mleka ryżowego
2 łyżki oleju kokosowego
1 jajko


Nerkowce mielimy w malakserze, wsypujemy do szklanki i uzupełniamy mąkami (plus minus w równych proporcjach), przesypujemy do miski i dodajemy pozostałe suche składniki (proszek,cukier, wiórki, sodę i żurawinę).
W osobnym naczyniu blendujemy banana z mlekiem, olejem kokosowym i jajkiem na gładką masę. Dodajemy startą marchewkę.
Przelewamy do składników suchych i dokładnie mieszamy.
Piekarnik nastawiamy na 170 stopni. Przekładamy masę łyżką do foremek i wstawiamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy 30 minut.

Dekorację zrobiłam z żółtego gotowego lukru i posypki cukrowej. 

Smacznego :)

wtorek, 18 lutego 2014



Scandi....

Dla stylu skandynawskiego przepadłam już dawno... Od zawsze uwielbiam te prostotę, kolorystykę i mogłabym tak pisać nad moim zachwytem i pisać. Pamiętam jak w młodości wybierając się do stolicy numerem jeden na liście do odwiedzenia była Ikea, potem ciągnęłam przez pół Polski kartony, świeczuszki, rameczki, pościele i inne cuda. Cóż podobają mi się ich aranżacje, wszechobecna biel i prostota. W domu mam mix, mix z naciskiem na skandynawię, a u Młodego w pokoju bardzo się przyjęła. Dziś odwiedziłam H&M Home i baaardzo mi się podoba to, co mają w ofercie. Kolorystyka iście skandynawska, dużo czerni i bieli, dużo gwiazdek :) paseczków i zygzaków. Póki co przytachałam kosz i pościel :) na szczęście już nie przez pół Polski :)











sobota, 8 lutego 2014



Kilka inspiracji.... walentynkowych :)

Tu


Powiecie, że to przereklamowane święto, komercja, zero polskości. Też tak sądze, ale przyjdź człowieku (mężu, chłopaku, mężczyzno!!!) do domu bez kwiatka... foch gwarantowany :) Więc opór oporem, ale co nie co w zanadrzu można do domu przytachać.
Oto kilka rzeczy część "domowego" użytku, które wpadły mi w oko, z romantyzmem niewiele pewnie mają wspólnego, ale myślę, że przekaz dość wymowny. Pościelą bym nie pogardziła, zwłaszcza, że kolor nie walentynkowy, szyldy też bardzo ostatnio lubię. Jeden nadający się również na Walentynki mogliście zobaczyć już tu.
Najpierw słodka pastelowa miłość :) i nieco szarości:

tu
tu




tu



Tu

Coś co ostatnio bardzo lubię, szyldy metalowe/tabliczki. Przesłanie zrozumiałe, kolorystyka iście miłosna :)



tu
Tu


I jeszcze trochę mojej ukochanej czerni i bieli :)
Tu


Tu



Tu

P.S. Sama też zakupiłam małe co nie co, ale zdjęcia mojej aranżacji walentynkowej zobaczycie jak ją stworzę :) Póki co jedynie w głowie siedzi i czeka na listonosza :)

czwartek, 23 stycznia 2014


Drabina jako półka...


Po przeprowadzce książki wciąż nie mają swojego miejsca, wciąż myślę, jaki regał, a może półki, a może jedna półka, a może 2 regały, a jakie, a jaki kolor....W akcie desperacji przez przypadek natknęłam się na drabinę. Tak. Drabinę. I aranżację właśnie z drabiną bardzo przypadły mi do gustu. Nie mam tu bynajmniej na myśli starej, pochlapanej farbą drabiny. Podoba mi się Shabby Chic, ale nie we własnym domu. Więc może w końcu, któregoś dnia moje książki zostaną ułożone i wystawione na widok publiczny.

Żródło


Żródło


Żródło


Żródło

Żródło

Żródło


Żródło


Żródło

niedziela, 19 stycznia 2014

Jak karnawał to karnawał :))))

I moje ukochane black&white :)
Nie ukrywam, że musiałam użyć duuuuuużej siły przekonywania by Młodzian mój zechciał się przebrać i jeszcze zapozować. Przedstawiam Wam robaczka stworzonego od stóp do głów przez mamę :)